piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 1 #2

Droga ze szkoły do domu minęła mi w miłej atmosferze. Szłam ze słuchawkami w uszach i kiwałam głową w rytm mojej ulubionej piosenki. Uśmiechałam się do wszystkich, chcąc podzielić się swoją pozytywną energią. Miałam jeden z tych dni, kiedy byłam szczęśliwa bez powodu. Nie zawsze jednak byłam tak zadowolona, więc gdy nadchodził ten dzień starałam się wszystkich zarażać swoim dobrym humorem.
Gdy dotarłam do domu pierwsze co zrobiłam to odłączyłam słuchawki i schowałam je razem z telefonem do torby.
-Jestem!- krzyknęłam i zdjęłam buty. Weszłam w głąb domu i zaczęłam się rozglądać. – Tato!- ponownie zawołałam. Nie dostałam jednak odpowiedzi. Weszłam do kuchni, a gdy zobaczyłam mojego ojca, dobry humor prysnął. Siedział z głową opartą na dłoniach i gapił się bezczynnie na jakąś kartkę papieru. – Tato?-spytałam niepewnie i położyłam dłoń na jego ramieniu. Uniósł głowę i spojrzał na mnie załzawionymi oczami. – Co się stało?-zapytałam.
-Nic, skarbie- posłał mi blady uśmiech
-Możesz mi powiedzieć wszystko- usiadłam naprzeciw niego. Złapałam  zimną dłoń taty.
-Pamiętasz jak kilka lat temu wziąłem kredyt na budowę domu?-spytał. Przytaknęłam, niewiele z tego rozumiejąc.- Wtedy dawałem radę spłacać wszystkie raty, ale jakiś czas temu szef przeniósł mnie na inne stanowisko. To przez tą kontuzję- mruknął ostatnie zdanie jakby do siebie- Chodzi o to, że przestało mi wystarczać na rachunki. Kelsey, grozi nam utrata domu- kiedy to powiedział poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Moje oczy zaczęły piec. Nie miałam pojęcia, że został przeniesiony na inne stanowisko. Myślałam, że cały czas pracuje w tym samym miejscu.
-Co z tym zrobimy?-zapytałam. Naprawdę chciałam mu pomóc.
-No cóż…- zaczął- dostałem dzisiaj telefon. Dzwonił ktoś z góry. Prezes, rozumiesz to? Prezes prawie wszystkich  firm w kraju dzwonił do mnie we własnej osobie- gdy to mówił jego oczy błyszczały delikatnie. –Lecz co mnie dziwiło, ta sprawa nie dotyczyła mnie. Zaproponował współpracę… z tobą- dodał. Pochyliłam się do przodu, otwierając szeroko oczy i usta.
-Ze mną?-zapytałam, nie będąc pewna tego co usłyszałam.
-Tak. Nie powiedział mi o co chodzi- wzruszył ramieniem. Co mi szkodziło spotkać się z nim i dowiedzieć na czym miałaby polegać nasza współpraca.
-Mogę się z nim spotkać. Nic nie stracimy, ale możemy zyskać- posłałam mu uśmiech, którym chciałam dodać mu otuchy.
-Dobrze. Zadzwonię do niego i powiem, że zdecydowałaś się. – wstał od stołu i wyciągnął telefon z kieszeni spodni. – Naprawdę jesteś tego pewna?- spytał po raz ostatni. Cholera, nie byłam pewna, ale nie miałam wyjścia. Chciałam pomóc ojcu. Z drugiej strony ta niewiedza mnie przerażała.  Tata przytaknął i wyszedł z kuchni. Wypuściłam drżący oddech z płuc. Bardzo mnie ciekawiło to, czemu akurat ze mną chciał współpracować. Nie miałam żadnego konkretnego wykształcenia, ani kwalifikacji.
-Kelsey, umówiłem was na dzisiejszy wieczór. Pan McCann o 7 ktoś po ciebie przyśle- przytaknęłam i spojrzałam automatycznie na zegarek w kuchni. Dochodziła już 4. Mimo to miałam jeszcze trochę czasu. Nie potrzebowałam bardzo się stroić. Wystarczyło się odpowiednio ubrać. Wiedziałam, że nie mogłam włożyć zwykłych codziennych rzeczy. Musiałam się postarać i prawdopodobnie założyć jakaś sukienkę z mojej ograniczonej kolekcji i buty na obcasie, które nigdy nie były moją ulubioną częścią garderoby.
Postanowiłam wziąć długą relaksującą kąpiel. Oh, tego było mi trzeba. Nie zdawałam sobie nawet sprawy jak bardzo byłam spięta. Zanurzyłam się cała w gorącej wodzie. Nie przejmowałam sie zbytnio, że tusz, którym byłam pomalowana, rozmazuje się. Chciałam jedynie na chwilę zająć czymś myśli. Stresowałam się przed spotkaniem z tak ważną osobą. Nie codziennie przecież spotyka się prezesa prawie wszystkich dużych firm w Stanach.
Kiedy wyszłam z wanny od razu wysuszyłam starannie włosy. Później je trochę wyprostowałam. Starałam się, aby nie sterczały na każdą stronę, ale na końcach były lekkie fale. Prawdę mówiąc kochałam swoje włosy. Uwielbiałam ich ciemny kolor i długość ( sięgały mi mniej więcej za połowę pleców). Wyciągnęłam kosmetyczkę i zaczęłam robić makijaż. Nałożyłam trochę podkładu i dużą warstwę tuszu. Pomalowałam jeszcze jasnoróżową szminką. Później poszłam do pokoju, gdzie otworzyłam szafę na oścież. Zaczęłam patrzeć na jej zawartość i nagle zachciało mi się płakać. Nie miałam niczego, co mogłabym ubrać. Zaczęłam przerzucać po kolei każdą rzecz. Wszystkie sukienki jakie posiadałam nie były dość dobre do tej okazji. Jedyną rzeczą jaka wpadła mi w oko był długi wełniany sweter, dopasowany do ciała. Wyciągnęłam do z szafy i ubrałam.  Kończył się jakieś 15 cm przed kolanem. Znalazłam do tego czarne rajstopy. Musiałam przyznać, że nie wyglądało to źle.  Było to trochę bardziej elegancie, ale nie za bardzo. W sam raz. Wygrzebałam do tego czarne buty na wysokiej podeszwie z paskiem na kostce i odkrytymi palcami. Wzięłam do tego jeszcze czarną torebkę na łańcuszku. Spojrzałam do lustra, podziwiając efekt końcowy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. W takich chwilach czułam się piękna.
-Kelsey!- usłyszałam krzyk ojca z dołu. Westchnęłam. Wpakowałam jeszcze do torebki telefon i portfel. Dodatkowo spakowałam tusz i szminkę. Nigdy nic nie wiadomo. Zaczęłam ostrożnie schodzić na  dół, aż stanęłam w korytarzu. Spojrzałam na tatę.¬ –Wyglądasz pięknie skarbie- podszedł do mnie i przytulił do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Takie chwile były wyjątkowe. – Zmykaj- kiwnął na drzwi. Wyszłam z domu i od razu spostrzegłam długą limuzynę zaparkowaną pod naszą furtką. Przygryzłam wargę uśmiechając się delikatnie. Jednak zaraz po tym uśmiech zszedł mi z twarzy. Gdy pomyślałam, że równie dobrze to być jakiś napalony zbok po 50-ce. Przed drzwiami czekał mężczyzna ubrany w dobrze dopasowany garnitur.
-Panienko- powiedział i otworzył przede mną drzwi.
-Dziękuję- wymamrotałam i wsiadłam do auta. Przestrzeń była ogromna. Mogło pomieścić się tu z 10 osób, lub nawet więcej. Co mnie zaskoczyło, w środku nie było nikogo. Myślałam, że ten cały McCann będzie siedzieć w środku. Niepewnie rozsiadłam się na skórzanym siedzeniu. Zaciągnęłam się powietrzem, wyczuwając woń drogich perfum. Definitywnie, chwilę temu w tej limuzynie siedział mężczyzna. Byłam pewna, że to ten McCann. Musiałam jednak przyznać, że woń przyjemnie działała na moje zmysły. Otulała moje ciało ze wszystkich stron. Mogłam się zakochać w samym zapachu tego mężczyzny. Chociaż to za mało powiedziane. W dole brzucha pojawił się przyjemny ucisk. Na dłuższą metą stawał się irytujący.  Jednak gdy pomyślałam, że może to być jakiś starszy pan, a ja myślałam o nim w nie właściwy sposób, od razu wszystko mijało, a ciśnienie spadało. Potrząsnęłam głową i westchnęłam zrezygnowana. Nie mogłam tak myśleć. Nawet jeżeli byłby w normalnym wieku, to na pewno nie zainteresował by się taką dziewczyną jak ja.
-Jesteśmy na miejscu- oznajmił szofer i otworzył przede mną drzwi. Wyszłam z auta, mało zgrabnie i stanęłam na chwiejnych nogach. Nawet nie zauważyłam, że były jak z waty.
-Dziękuję- powiedziałam niepewnie i posłałam mu delikatny uśmiech. Co mnie zdziwiło facet odwzajemnił go.
-Było mi miło- odpowiedział i ruszył w stronę miejsca kierowcy. Odwróciłam się w stronę wejścia i poszłam w tamtym kierunku. Stawiałam ostrożnie nogi, aby czasem nie potknąć się po drodze. Ostatnie czego chciałam to stać się pośmiewiskiem tych wszystkich bogatych snobów. Mężczyzna stojący przed wejściem otworzył przede mną drzwi. Posłałam mu delikatny uśmiech i weszłam do środka. Wnętrze było w lekkich, stonowanych, ale ciepłych kolorach. Dominował jasne beż i ciepły odcień brązu. Rozejrzałam się i podeszłam do kobiety stojącej przy recepcji. Była to wysoka blondynka o wydatnych piersiach i ustach. Na jej twarzy był wyraźny makijaż. Mimo to nie wyglądała ona jak zdzira. Jej czarna sukienka była lekko dopasowała i świetnie podkreślała talię.
-Dzień dobry- zaczęłam, kiedy podeszłam do niej- Jestem umówiona na kolacje z panem McCannem- dodałam. W myślach analizowałam, czy aby dobrze powiedziałam jego nazwisko. W bladych oczach blondynki błysnęła złość, ale szybko zniknęła. Zaczęła przeglądać listę, aż natrafiła na właściwe nazwisko.
-Proszę za mną- odpowiedziała jedynie i ruszyła stronę stolików. Poszłam za nią jak cień. Widziałam jak wyłapywała spojrzenia obecnych na Sali mężczyzn. Część z nich zapewne przychodziła tam dla niej. –Panie McCann- powiedziała formalnie i odsunęła się. Spojrzałam ciekawa na mężczyznę
-Kurwa, ty nie jesteś stary!- chwila, czy ja to powiedziałam na głos?!
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Jej, fan fiction oficjalnie ruszyło. Trzymajcie za mnie kciuki :D. Proszę o komentarze!!!

niedziela, 17 stycznia 2016

Prolog # 2

Wiele razy oglądałam tandetne komedie miłosne, śmiejąc się , z obecnej tam, wręcz tandetnej  miłości. Chłopak i dziewczyna poznają się w romantycznych okolicznościach i zakochują w sobie od pierwszego wejrzenia. Nie brzmi to jak coś niemożliwego?   Możliwe, ale czy nie każda dziewczyna marzy o takiej miłości? Uczuciu prostym, łatwym jak oddychanie. Jeszcze w tak niedawnej przeszłości należałam do tej grupy dziewcząt. Teraz jednak nie jestem przekonana czy taka istnieje. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to też ból, cierpienie i niezliczone trudności. Tak, to prawda. Może czasem nawet większe niż mogłyby się wydawać. Ale czy zawsze są one tego warte …?

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ 
Okay, to prolog nowej wersji tego ff ;). Co o nim myślicie? Zachęca do czytania? Już dzisiaj dodaję go, ale pierwszy rozdział będzie dodany 29 stycznia <3. Wtedy też oficjalnie rusza ponownie to opowiadanie. Czemu tak późno? Chcę po prostu " poukładać" sobie jak ono będzie wyglądać i napisać z 3-4 rozdziały tak na wszelki wypadek ( nie zawsze mam czas), a będę starała się dodawać rozdziały w miarę regularnie ;). Trzymajcie za mnie kciuki ;*
Jeszcze jedna informacja, rozdziały z drugiej wersji będą oznaczane : ( numer rozdziału) # 2. Do zobaczenia ;*

poniedziałek, 11 stycznia 2016

WAŻNE INFO!

 Postanowiłam zrobić porządek z tym opowiadaniem. Poprawić rozdziały na bardziej sensowne i dać mu " drugie życie". Nie jestem w żadnym stopniu zadowolona z rozdziałów które są tutaj opublikowane. Dlatego jedynie wzoruję się na fabule ale będę pisała te rozdziały od początku.  Co o tym myślicie? Będę dodawała wtedy 1-2 rozdziały tygodniowo ( szkoła, technikum to już nie gimnazjum). Drugą sprawą jest to, czy będzie to wielki problem jeżeli totalnie pozmieniam głównych bohaterów? ( zamiast Barbary Palvin ( tak się to pisze ?)- Selena Gomez i ( największy szok!) zamiast Justina- Zayn Malik). Proszę o komentarze z opinią na ten temat ( dla leniwych ankieta z boku ). Pozdrawiam M.Nowak ;)

EDIT : Zajrzycie do zakładki bohaterowie i zapoznajcie się ze zmianami jakie zawszy ;).

wtorek, 30 września 2014

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

28 październik 21 tydzień – 5 miesiąc
Jadąc samochodem, rozglądałam się. Kochałam patrzeć na naturę, czułam się wtedy taka odprężona.
-O czym myślisz?-spytał nagle Jason. Odwróciłam głowę w jego kierunku, lekko się uśmiechając.
-Po prostu cieszę się, że zobaczę Ryana i Chrisa. - usłyszałam jego śmiech, co było dla mnie najlepszą rzeczą na świecie. 
-Mam być zazdrosny?-spytał z uśmiechem.
-W żadnym wypadku- wywróciłam oczami. Tak strasznie cieszyłam się, że między nami było już dobrze. – Dobrze wiesz, że jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu. No wiesz, nie licząc taty…-postanowiłam się zamknąć, bo znów zaczęłam gadać od rzeczy.
-Rozumiem, co masz na myśli- przerwał moją paplaninę, na szczęście.

Jason zaparkował na podjeździe domu Ryana, a ja otworzyłam drzwi, wychodząc na świeże powietrze. Podeszłam do drzwi i zapukałam.
-Po co czekasz?-spytał brunet, wchodząc do środka. Zmarszczyłam brwi, ale weszłam za nim.
-Przyjechaliście!- krzyknął Chris i rzucił się najpierw na mnie, ściskając mocno.
-Christianie, odsuń się od niej, bo coś zrobisz mojej córce- warknął Jason. Chciałam wybuchnąć śmiechem. Blondyn w tempie natychmiastowym puścił mnie, i zaczął oglądać z każdej strony. Miałam ochotę mu przywalić, naprawdę.
- Wszystko ze mną okay. – jęknęłam niezadowolona. Skrzyżowałam ręce na piersiach, robiąc naburmuszoną minę.
-Już się nie wściekaj, skarbie- Chris poczochrał moje włosy, za co już mu się dostało w ramię. Potarł bolące miejsce.
-No wiesz co- zmrużył oczy, ale zaraz po tym wybuchnął śmiechem. Zaśmiałam się razem z nim.
-Siema- Ryan podszedł do mnie i lekko przytulił.
-Co to za laska?-dopiero wtedy usłyszałam, że ktoś jeszcze jest w domu. Spojrzałam w stronę salonu, dostrzegając wysokiego bruneta.
-Kels, to  jest mój kuzyn Enrique, Enrique, to jest Kelsey. – mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją dłoń. Spoglądałam raz to na niego, raz na jego kończynę. Wreszcie podałam mu swoja rękę. Gdy mnie uścisnął nie czułam się swobodnie. Czułam jakby biła od niego jakaś zła moc. Głupie, nie?
-Miło mi- powiedziałam oschle, szybko się od niego odsuwając. Jason wyczuł, że nie czuję się swobodnie, bo podszedł do mnie i objął ramieniem.
-Oh McCann znowu się spotykamy- zaśmiał się. Czułam jak ciało Jasona napina się. Ułożyłam dłoń na jego brzuchu, dając mu wsparcie, a przy okazji każąc uspokoić.
- Coż to spotkanie nie należy do przyjemnych. Ryan, czemu nie powiedziałeś mi, że on tutaj będzie?!- waknął brunet.
- Boże Jason, obiecał, że będzie grzeczny. 
- Ta, bo w to uwierzę- wymamrotał. Przeszliśmy do do salonu, gdzie usiadłam na kanapie między Jasonem, a Chrisem. 
~~~~~~~~~~~~
Byłam w łazience, kiedy z nikąd pojawił się Enrique. Myślałam, że także chce skorzystać z łazienki, ale on podszedł do mnie i przycisnął do ściany. Moja twarz wykrzywiła się w grymasie. 
- Puść mnie, do cholery- warknęłam. 
- No weź, chłopaki są na dole. Obiecuję, że się pośpieszczę- zaśmiał sie w obrzydliwy sposób. Zacisnęłam mocno zęby, czując jak moja złość rośnie. Kim, ten pajac był?!.
- Powiedziałam nie- syknęłam, uderzając kolanem o jego czułe miejsce. Popchnęłam go, a mężczyzna z hukiem runął na ziemię.
Jason, orasz Ryan i Chris wlecieli na piętro, patrząc zszkowani na Enrique, który wstał. Jasona o niego podszedł i jak gdyby nigdy nic uderzył go. Stałam tam zszokowa, nie mogąc nic zrobić. Nie chciałam patrzeć jak się biją, więc zaczęłam krzyczeć, co też nic nie dało. 
To byĺy sekundy, zanim starszy mężczyzna popchnął Jasona na ścianę, a ten z dużą siłą uderzył w nią głową. Moje oczy wypełniły się łzami, kiedy podeszłam do niego i uklęknęłam obok.
- Na co,do cholery, czekacie?!- krzyknęłam spanikowana. Ryan szybko wybrał numer pogotowia. Próbowali mnie odciągnąć od niego. Ale ja nie puściłam jego dłoni. Czułam,  że muszę być obok i go w ten sposób wspierać.
*******************
Napisałam! Mimo, że cieszę się, że go napisałam, to i taj jest denny. Przepraszam;(

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział pięćdziesiąty

Siedziałam na kanapie obok ojca, patrząc pusto w włączony telewizor. Miałam taką ochotę powiedzieć mu to co mi ciążyło…
-Tato?-mój głos drżał. Bałam się jego rekcji.
-Tak skarbie?-spytał przejęty to co chciałam mu powiedzieć.
-Mogę liczyć na twoją radę i obiektywne spojrzenie na sprawę?-spytałam na wstępnie.
-Oczywiście, mów co cię dręczy- usiadł przodem do mnie. Wzięłam głęboki wdech.
-Wiesz, że pokłóciłam się z Jasonem, ale nie wiesz o co – przygryzłam wargę- On prawie mnie zdradził- dodałam cicho- Z tą blondynką w firmie gdzie pracujesz. Dlatego tutaj przyleciałam. Dzisiaj ją spotkałam i przyznała się, że dosypała mu czegoś
-Co ode mnie oczekujesz?-spytał.
-Na moim miejscu wybaczyłbyś?-spojrzałam na niego wyczekująco. Wziął głęboki wdech, gotowy coś powiedzieć.
-Twoja matka odeszła z tego samego powodu-zaczął- Jednak nie żałuję marszczyłam brwi, zdezorientowana jego wypowiedzią.
-Nie?
-Nie. Dzięki temu przekonałem się, że jej nie kocham. Później ona mnie zostawiła z tobą. Mimo, że nie kochałem Angeliny, to ciebie najbardziej w życiu, dlatego wychowałem cię.
-Co sugerujesz? –zapytałam po chwili.
-Porozmawiaj z Jasonem. Jeżeli mu zależy na tobie i żałuje, to znaczy, że powinnaś mu wybaczyć- położył dłoń na moim ramieniu. – Kochasz go?-spytał. Przygryzłam wargę.
-Jak nikogo-wyznałam cicho.
-To wybacz mu. Posłuchaj raz swojego serca- położył dłoń, gdzie było moje serce i uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i przytuliłam go.
-Kocham cię tato- wyznałam.
-Ja ciebie też kruszynko- pocałował mnie we włosy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następnego dnia po południu stałam już na lotnisku, czekając na swój lot. Kiedy wreszcie był już czas pożegnałam się z tatą i wsiadłam do samolotu. Lot praktycznie cały przespałam. Po wylądowaniu  opuściłam pokład i przedostałam się przez lotnisko. Na parkingu dalej stało audi Jasona. Otworzyłam auto i wsiadłam do środka. Droga minęła mi nad rozmyślaniu, czy aby dobrze zrobiłam. Mimo, że mój umysł podpowiadał mi, że nie, to serce biło o wiele szybciej, gdy pomyślałam o nim. Tęskniłam za nim jak cholera. Kiedy wjechałam na podjazd i do garażu, zobaczyłam, że samochód bruneta stoi. Wyskoczyłam z auta i zamknęłam go. Swoimi kluczami otworzyłam dom i weszłam do środka. Zastałam go jak siedział w salonie z twarzą schowaną w dłoniach. W domu było zupełnie cicho. Podniósł głowę i gdy tylko mnie zobaczył jak poparzony podniósł się z miejsca. Posłałam mu szeroki uśmiech i biegiem rzuciłam się w jego stronę. Wpadłam w jego ramiona, które od razu objęły mnie opiekuńczo.
-Boże, Kelsey! Tak się martwiłem o ciebie, kochanie- pocałował mnie w włosy. Uśmiechnęłam się sama do siebie.-Przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam , księżniczko.- powtarzał mi do ucha chwilę- Nie masz pojęcia jak bardzo tego żałuję.
-Żałujesz?-spytałam, nie mogąc w to wierzyć.
-Jak niczego w moim życiu. Tak bardzo cię kocham- mruknął mi do ucha.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam, zaciskając dłonie na jego koszulce.
-Czyli jest szansa, że mi wybaczysz?-szepnął, jakby nie mógł w to uwierzyć.
-Już to zrobiłam, głuptasie-zaśmiałam się z niego.- Wiem wszystko- dodałam, wzdychając.
-Ulga- odetchnął- Głodna?- przytaknęłam.
-W takim razie przebieraj się, bo zabieram cię na kolację- na mojej twarzy uformował się wielki uśmiech. Cmoknęłam go w policzek i poszłam do naszej sypialni. Spośród rzeczy do których się mieściłam wybrałam śliczną różową sukienkę, w sam raz na zimne dni jesieni, oraz czarne botki na płaskim.  Ułożyłam strój starannie na łóżku, a sama z bielizną poszłam do łazienki. Wzięłam tam kąpiel, oraz umyłam włosy. Wytarłam  ciało i ubrałam bieliznę. Suszarką wysuszyłam włosy, a następnie zrobiłam makijaż. W pokoju ubrałam resztę rzeczy, oraz kurtkę. Spojrzałam w lustro.
-Wyglądasz zniewalająco- usłyszałam głos. Odwróciłam się i spojrzałam na Jasona, który opierał się o ścianę i patrzył na mnie z wielkim uśmiechem.
-Dzięki- wyszczerzyłam się jak idiotka. Patrzyłam jak Jason porusza się po pokoju i ubiera w elegancki sposób. Nagle uświadomiłam sobie, że nie żałuję. Cieszyłam się, że zdecydowałam się mu wybaczyć….
*******************************
Hej miśki! Wiem, że rozdział jest do dupy. Nic się nie dzieje...Dobra, teraz za serio nwm kiedy 51. Nie zaczęłam go nawet pisać i nie mam kompletnie na niego pomysłu ... ;\

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział czterdziesty dziewiąty

Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Moja głowa bolała od natłoku myśli. Nie mogłam się skupić. Przed oczami cały czas miałam Jasona. Jęknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, wygrzebując spod poduszek. Moje włosy były rozkopane i opadały mi na twarz. Odgarnęłam je do tyłu i wygrzebałam spod ciężkiej kołdry. Przekręciłam się na łóżku, tak, ze moje nogi dotykały paneli. Przetarłam twarz i stanęłam na nogach. Przeszłam przez pokój i wyszłam na korytarz. Moje ojca nie było- był w pracy. Nabrałam dużo powietrza do płuc, aby zaraz po tym je wypuścić. Zeszłam po schodach na dół i poszłam do kuchni. Na blacie zastałam pełny talerz naleśników, który zrobił mój ojciec. To wspaniałe jak martwi się o mnie i małą. Podeszłam i wzięłam jednego do ręki. Zjadłam go szybko i chciałam wrócić na górę, ale zadzwonił dzwonek. Zmarszczyłam brwi i niepewnie zaczęłam tak iść. Kto wiedział, że będę tutaj. Może to Jason? Mój ojciec do niego dzwonił? Przekręciłam zamek i szerzej otworzyłam drzwi. Przez sobą zobaczyłam kobietę, troszkę wyższą ode mnie, wyglądając na ok 40 lat. Jej brązowe włosy opadały po obu stronach jej twarzy, a duże zielone oczy wypalały dziurę w moi  ciele.
-W czym mogę pomóc?-wydusiłam. Jej spojrzenie onieśmielało mnie.
-Kelsey?-spytała. Dobra, co jest grane?!
-Tak, a pani to…?-uniosłam brwi.
-Jestem Angelina.- przekrzywiła głowę w bok i uniosła kącik ust do góry. – Mogę wejść?
-Proszę mi wybaczyć niegrzeczność. Przychodzi pani, wie kim jestem, a  ja nie wiem kim pani jest i pyta, czy może wejść.
-Rozumiem cię. W takim razie, może wyjdziemy na kawę?-westchnęłam i niechętnie przytaknęłam.
-Zaraz przyjdę- mruknęłam. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki, gdzie doprowadziłam włosy do porządku. Opuściłam łazienkę i ubrałam kurtkę na ramiona. Złapałam jeszcze za klucze i ubrałam buty. Opuściłam dom i zamknęłam go. – Może mi pani powiedzieć, co pani ode mnie oczekuje?-położyłam dłonie na biodrach, unosząc brwi. Kobieta zilustrowała wzrokiem całą moją sylwetkę, zatrzymując się na wysokości brzucha.
-Spodziewasz się dziecka?-spytała, ignorując moje pytanie. Ugh, kto to był? Nie miała prawa tak się wypytywać.
-Tak, ale nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
-Naprawdę nie pamiętasz?-spytała… smutna, przygnębiona? Tak, to chyba dobre słowa.
-Najwidoczniej- uniosłam brwi do góry. Kobieta westchnęła, przygryzając wargę. Otworzyła torebkę, a później wyciągnęła portfel. Szukała czegoś w nim. Chwilę później podała mi fotografię. Była na niej chyba ona z małą dziewczynką na rękach. Ta dziewczyna… była podobna do mnie.
-Dalej nie pamiętasz?-odezwała się. Pokręciłam przecząco głową. –Kochanie, jestem twoją mamą- wypowiedziała to zdanie bez wahania. Zatrzymałam się w poł kroku, totalnie zaszokowana.
-Bzdura- powiedziałam gniewnie- Proszę nie mieszkać w to mojej matki- splunęłam – Ona nie żyje już 16 lat- zacisnęłam mocno zęby.
-Wcale nie- pokręciła głową.- Odeszłam od twojego ojca, gdy miałaś 2 lata.
-Nawet, jeżeli byłaby to prawda i byłabyś moją matką- zatrzymałam się- To i tak cię nienawidzę za to, że mnie zostawiłaś. Jak możesz teraz przychodzić i mówić mi to  bez zająknięcia? Zostawiła1)ś mnie do cholery!  Nie miałaś wyrzutów sumienia przez te wszystkie lata? – targały mną silne emocje- najbardziej złość
-Codziennie myślałam co jest z moją małą córeczką- wyznała.
-Nie nazywaj mnie tak- syknęłam. Nawet się nie zorientowałam, gdy doszłyśmy do Starbucksa. Weszłam do kawiarni, nic nie mówiąc.
-Kelsey, wiem, że jesteś wciekła, ale miej odrobinę kultury.
-Jeszcze powiedz, że myślałaś, że rzucę ci się na szyję, dziękując, że byłaś na tyle wspaniało duszna, ze pojawiłaś się.
-Nie ukrywam, że tak- przygryzła wewnętrzną część policzka.
-Dla mnie moja mama umarła- poczułam jedynie pieczenie na policzku. Cios był tak mocny, że moja głowa poleciała w bok. Nie mogłam w  to uwierzyć. – Kolejny pieprzony powód, dlaczego nigdy nie powinnaś mieć dziecka- syknęłam i wstałam. Zacisnęłam mocno szczękę. Miałam ochotę napluć jej w twarz, lecz tego nie zrobiłam. Zabrałam jedynie telefon i wyszłam. Nienawidzę tej kobiety. Od razu skierowałam się do firmy, gdzie pracował mój ojciec. Wchodząc do środka, nagle moje ciało objęła fala złości. Zobaczyłam tą dziwkę, jak flirtuje z nowym szefem firmy. Postanowiłam podejść. Musiałam jej dopiec.
-Najpierw mój mąż teraz kolejny?-zakpiłam. Oboje spojrzeli na mnie.
-Pani McCann- mężczyzna przywitał mnie skinieniem głowy. Posłałam mu uśmiech, także przytakując
-Panie Cullen- przeczytałam z plakietki na jego marynarce. Szturchnął blondynkę, ale ona nie zrobiła nic. Wzór kultury- ale sarkazm.
-Zostawisz nas same Alex?-spytała blondynka. Zacisnęłam szczękę. Nienawidzę jej. On jedynie pocałował jej policzek i odszedł.
-Co ty chcesz osiągnąć?-przekręciłam głowę w bok. Zaśmiała się.
-A co? Pogodziłaś się z mężusiem. Chwila, nie było by cię tutaj-zaśmiała się- Biedaczek nawet nie zauważył, że najpierw dosypałam mu narkotyk do drinka, a  później wysłałam do ciebie sms-a- z jej twarzy mogłam wyczytać, że jest zadowolona.
-Czemu to robisz?- postanowiłam być dojrzalsza- Romansuj sobie z szefem, ok nie wnikam- uniosłam ręce w obronnym geście- Ale odczep się od mojego męża.
-A co będę z tego mieć? –myślałam, że się przesłyszałam.
-Pracę?-spytałam, spoglądając na nią znudzona. Ona wywróciła oczami i po prostu mnie wyminęła. Miałam pójść do ojca, ale ode chciało mi się. W mojej głowie wciąż dźwięczały słowa „ dosypałam mu narkotyk do drinka”. Przetarłam twarz. Czyli Jason był niewinny. Ona wszystko zaplanowała. Jej plan może by się udał, gdyby nie fakt, że się przyznała. W jej przypadku stereotyp o blondynce pasuje w 100%.
-Kelsey?-usłyszałam głos mojego ojca. Odwróciłam się do niego.
-Czemu kłamałeś?-spytałam. Na jego twarzy pojawiło się zdezorientowanie.
-Z czym, kochanie?
-Moja matka żyje- stłumiłam łzy, które prawie płynęły po moich policzkach.
-Kelsey, to nie tak-zaczął. Nie odezwał się jednak ponownie. Przełknęłam ślinę.
-Przez 16 lat żyłam ze świadomością, że moja matka jest martwa. A tym samym ona tak po prostu ona mnie zostawiła- mój głos powoli zaczynał się łamać. – mimo to jednak cię rozumiem- wypuściłam powietrze z płuc. – chciałeś mi oszczędzić tego.
-Kelsey! Czemu masz czerwony policzek?-spytał z kamienną miną. Dotknęłam swojej skóry, która nadal piekła od siarczystego ciosu Angeliny. O nie, matką NIGDY jej nie nazwę.- Kochanie, proszę odpowiedz mi
-Ona mnie uderzyła- pociągnęłam nosem, spuszczając wzrok.
-Kto?
-Angelina- spojrzałam na niego, a jego twarz pobladła.
*****************************************
Hej miśki! Oto już 49 rozdział. 50 nwm kiedy będzie, bo jak na razie mam pustkę w głowie o_O. 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział czterdziesty ósmy

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
Stałam przed drzwiami domu ojca, ciasno w dłoni, trzymając komórkę, oraz resztę rzeczy, które miałam ze sobą. Tylko klucze…
Drzwi otworzyły się, a w nich staną, zszokowany i totalnie rozespany ojciec. Nie dziwię się… Była 4 nad ranem, ich czasu.
-Kelsey? Co ty tutaj robisz?- spytał, przecierając oczy .
-Mogę pojechać jeżeli chcesz…- zaczęłam niepewnie. Spuściłam głowę, czując jeszcze większe przygnębienie.
-Co?! Nie! Wchodź, kochanie- posłał mi ciepły uśmiech. Nie odwzajemniłam go. Nie mogłam… posłusznie weszłam do środka i zdjęłam tenisówki. –co się stało, że przyleciałaś? Nie zaszkodzi to dziecku?-spytał przerażony. Wzruszyłam jedynie ramionami.
-Pokłóciłam się z Jasonem i postanowiłam przylecieć, żeby poukładać sobie wszystko.
-Aż tak bardzo jesteście skłóceni?
-Mogę tutaj zostać na trochę?
-Oczywiście, myszko- przytulił mnie. Wtuliłam się w niego, a moje oczy ponownie wypełniły się łzami.
-Jestem głodna- przyznałam.
-Weź sobie co chcesz. Moja wnuczka musi być zdrowa i silna- pogłaskał mnie po głowie. Przytaknęłam i poszłam do kuchni, gdzie z lodówki wyciągnęłam mleko, a  z szafki płatki. Zmieszałam ze sobą oba składniki w misce i zaczęłam jeść. Byłam strasznie zmęczona, ale nie wiedziałam, czy będę mogła spać. Za każdym razem, gdy zamknę oczy widzę tą szmatę w objęciach tego dupka.

Jason


Nie myślałem racjonalnie. Nie mogłem myśleć racjonalnie. To co się stało była jak zen. Co ja gadam… To było jak najgorszy koszmar. Czemu to zrobiłem? Nie wiem. Nie panowałem nad sobą. Dopiero, gdy zobaczyłem Kelsey w drzwiach, alkohol, który spożyłem wyparował. Dzwoniłem do niej niezliczoną ilość razy, ale ona później od tak wyłączyła telefon. Byłem załamany. Chodziłem po pokoju jak zaklęty. Coś we mnie zaskoczyło po chwili. Wybiegłem z pokoju jak poparzony i po raz trzeci wybiegłem na korytarz. Nawet nie wiem kiedy zjechałem windą na parter i opuściłem hotel. Moje myśli zajmowała tylko ona. Jej smutną twarz widziałem cały czas. To mnie najbardziej bolało. Znowu zawaliłem. Ze mną było coś nie tak. Bez mniejszego namysłu pojechałem do domu. Zdziwiłem się, gdy zastałem zamknięte drzwi i zagaszone światła. Otworzyłem drzwi, swoimi kluczami i wszedłem do środka. Przeszukałem cały dom, ale nie znalazłem jej. Jej nawet  tutaj nie było. Postanowiłem na nią poczekać. Usiadłem na kanapie w salonie i zacząłem rozmyślać.
Mijały minuty, godziny, a Kelsey jak nie było tak nie było. Martwiłem się o nią, a fakt, że nosiła moje dziecko doprowadzał mnie do szału. Wyciągnąłem telefon  i wybrałem numer Harrego. Chłopak odebrał po chwili.
-Siema stary- rzucił i zaśmiał się. Miałem ochotę go walnąć.
-Dzwonię tylko, aby zapytać, czy nie ma u was Kelsey…
-A co pokłóciliście się?-spytał. Wkurwiał mnie.
-Tak- syknąłem.
-Cóż, nie wnikam- mogłem się domyślić, że unosi ręce w obronnym geście.
-Czyli nie ma jej?-spytałem jeszcze raz, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
-Nie ma- westchnął- Muszę kończyć, pa- powiedział pośpiesznie i rozłączył się. Rozwścieczony rzuciłem telefon na miejsce obok mnie i schowałem głowę w dłoniach. Moje oczy wypełniły się łzami. Co ja robię, przecież ja nie płaczę!
-To jest do dupy- powiedziałam sam do siebie i w przypływie złości wywróciłem stolik do góry nogami. Fala smutku już minęła, a zastąpiła ją złość. Byłem zły na Kelsey, że bez żadnego wyjaśnienia tak zniknęła,  byłem zły na tą dziwkę, że dosypała mi czegoś. Gdybym był trzeźwy, to na pewno bym nie chciał jej przelecieć, ale najbardziej byłem zły na siebie. Jestem tak głupi. Wstałem z kanapy i poszedłem do sypialni. Usiadłem na łóżku sięgnąłem po poduszkę brunetki i przyłożyłem ją do twarzy. Pachniała tak cudownie nią. Nagle zdałem sobie sprawę, że zależy mi na niej bardziej, niż myślałem. Nawet bardziej niż Isabel kiedykolwiek. Wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. To stało się zbyt poważne, aby od tak odpuścić sobie.  Nagle usłyszałem telefon. Chwilkę myślałem, czy odebrać, ale ostatecznie poszedłem do salonu. Moje serce szybciej zabiło, gdy zobaczyłem, ze dzwoni Kelsey. Odebrałem i niepewnie przyłożyłem telefon do ucha.
-Kelsey-zacząłem, ale w gardle pojawiła się wielka gula, która uniemożliwiła mi powiedzenie czegokolwiek. – Nie masz pojęcia jak mi przykro- wreszcie wziąłem się w garść i ponownie się odezwałem.
-Jason…- westchnęła. Słyszałem jak przełyka ślinę i powstrzymuje łzy. Chciałam dać sobie w twarz za to co jej zrobiłem. – Potrzebuję czasu. Nie martw się, bo jestem bezpieczna- wyznała cicho. Jakby kamień spadł mi z serca.
-A co z małą?-spytałem od razu.
-Myślę, że czuje się lepiej-dopowiedziała.
-Dobrze- przygryzłem wargę- Kochanie, jest jakąś szansa, że mi wybaczysz?- spytałem niepewnie. Bałem się jej odpowiedzi. A co jeżeli zażąda rozwodu? Mimo, że umowa wciąż obowiązuje, to nie zatrzymywałbym ją wbrew jej woli.
-Nie mogę ci teraz na to odpowiedzieć. Muszę już kończyć- nie dała mi dojść do słowa, bo się rozłączyła. Co ja najlepszego narobiłem?!
*********************************
Rozdział niesprawdzony. Mam ważną sprawę. Otóż widzę, że chociaż odwiedzacie tego bloga, to pod rozdziałami są góra 2-3 komentarze.  To nie jest fajne.  Staram się pisać te rozdziały najszybciej jak mogę, czasami, żeby był szybciej zarywam połowę nocy na pisaniu zdania i za chwilę kasowaniu go. Nie wiem czy to ma sens, jeżeli ja daję wam tyle swojego czasu, a wam nie chce się napisać jednego komentarza. Nie wiem, czy jest sens dalej to pisać. 

Obserwatorzy