piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział czterdziesty dziewiąty

Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Moja głowa bolała od natłoku myśli. Nie mogłam się skupić. Przed oczami cały czas miałam Jasona. Jęknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, wygrzebując spod poduszek. Moje włosy były rozkopane i opadały mi na twarz. Odgarnęłam je do tyłu i wygrzebałam spod ciężkiej kołdry. Przekręciłam się na łóżku, tak, ze moje nogi dotykały paneli. Przetarłam twarz i stanęłam na nogach. Przeszłam przez pokój i wyszłam na korytarz. Moje ojca nie było- był w pracy. Nabrałam dużo powietrza do płuc, aby zaraz po tym je wypuścić. Zeszłam po schodach na dół i poszłam do kuchni. Na blacie zastałam pełny talerz naleśników, który zrobił mój ojciec. To wspaniałe jak martwi się o mnie i małą. Podeszłam i wzięłam jednego do ręki. Zjadłam go szybko i chciałam wrócić na górę, ale zadzwonił dzwonek. Zmarszczyłam brwi i niepewnie zaczęłam tak iść. Kto wiedział, że będę tutaj. Może to Jason? Mój ojciec do niego dzwonił? Przekręciłam zamek i szerzej otworzyłam drzwi. Przez sobą zobaczyłam kobietę, troszkę wyższą ode mnie, wyglądając na ok 40 lat. Jej brązowe włosy opadały po obu stronach jej twarzy, a duże zielone oczy wypalały dziurę w moi  ciele.
-W czym mogę pomóc?-wydusiłam. Jej spojrzenie onieśmielało mnie.
-Kelsey?-spytała. Dobra, co jest grane?!
-Tak, a pani to…?-uniosłam brwi.
-Jestem Angelina.- przekrzywiła głowę w bok i uniosła kącik ust do góry. – Mogę wejść?
-Proszę mi wybaczyć niegrzeczność. Przychodzi pani, wie kim jestem, a  ja nie wiem kim pani jest i pyta, czy może wejść.
-Rozumiem cię. W takim razie, może wyjdziemy na kawę?-westchnęłam i niechętnie przytaknęłam.
-Zaraz przyjdę- mruknęłam. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki, gdzie doprowadziłam włosy do porządku. Opuściłam łazienkę i ubrałam kurtkę na ramiona. Złapałam jeszcze za klucze i ubrałam buty. Opuściłam dom i zamknęłam go. – Może mi pani powiedzieć, co pani ode mnie oczekuje?-położyłam dłonie na biodrach, unosząc brwi. Kobieta zilustrowała wzrokiem całą moją sylwetkę, zatrzymując się na wysokości brzucha.
-Spodziewasz się dziecka?-spytała, ignorując moje pytanie. Ugh, kto to był? Nie miała prawa tak się wypytywać.
-Tak, ale nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
-Naprawdę nie pamiętasz?-spytała… smutna, przygnębiona? Tak, to chyba dobre słowa.
-Najwidoczniej- uniosłam brwi do góry. Kobieta westchnęła, przygryzając wargę. Otworzyła torebkę, a później wyciągnęła portfel. Szukała czegoś w nim. Chwilę później podała mi fotografię. Była na niej chyba ona z małą dziewczynką na rękach. Ta dziewczyna… była podobna do mnie.
-Dalej nie pamiętasz?-odezwała się. Pokręciłam przecząco głową. –Kochanie, jestem twoją mamą- wypowiedziała to zdanie bez wahania. Zatrzymałam się w poł kroku, totalnie zaszokowana.
-Bzdura- powiedziałam gniewnie- Proszę nie mieszkać w to mojej matki- splunęłam – Ona nie żyje już 16 lat- zacisnęłam mocno zęby.
-Wcale nie- pokręciła głową.- Odeszłam od twojego ojca, gdy miałaś 2 lata.
-Nawet, jeżeli byłaby to prawda i byłabyś moją matką- zatrzymałam się- To i tak cię nienawidzę za to, że mnie zostawiłaś. Jak możesz teraz przychodzić i mówić mi to  bez zająknięcia? Zostawiła1)ś mnie do cholery!  Nie miałaś wyrzutów sumienia przez te wszystkie lata? – targały mną silne emocje- najbardziej złość
-Codziennie myślałam co jest z moją małą córeczką- wyznała.
-Nie nazywaj mnie tak- syknęłam. Nawet się nie zorientowałam, gdy doszłyśmy do Starbucksa. Weszłam do kawiarni, nic nie mówiąc.
-Kelsey, wiem, że jesteś wciekła, ale miej odrobinę kultury.
-Jeszcze powiedz, że myślałaś, że rzucę ci się na szyję, dziękując, że byłaś na tyle wspaniało duszna, ze pojawiłaś się.
-Nie ukrywam, że tak- przygryzła wewnętrzną część policzka.
-Dla mnie moja mama umarła- poczułam jedynie pieczenie na policzku. Cios był tak mocny, że moja głowa poleciała w bok. Nie mogłam w  to uwierzyć. – Kolejny pieprzony powód, dlaczego nigdy nie powinnaś mieć dziecka- syknęłam i wstałam. Zacisnęłam mocno szczękę. Miałam ochotę napluć jej w twarz, lecz tego nie zrobiłam. Zabrałam jedynie telefon i wyszłam. Nienawidzę tej kobiety. Od razu skierowałam się do firmy, gdzie pracował mój ojciec. Wchodząc do środka, nagle moje ciało objęła fala złości. Zobaczyłam tą dziwkę, jak flirtuje z nowym szefem firmy. Postanowiłam podejść. Musiałam jej dopiec.
-Najpierw mój mąż teraz kolejny?-zakpiłam. Oboje spojrzeli na mnie.
-Pani McCann- mężczyzna przywitał mnie skinieniem głowy. Posłałam mu uśmiech, także przytakując
-Panie Cullen- przeczytałam z plakietki na jego marynarce. Szturchnął blondynkę, ale ona nie zrobiła nic. Wzór kultury- ale sarkazm.
-Zostawisz nas same Alex?-spytała blondynka. Zacisnęłam szczękę. Nienawidzę jej. On jedynie pocałował jej policzek i odszedł.
-Co ty chcesz osiągnąć?-przekręciłam głowę w bok. Zaśmiała się.
-A co? Pogodziłaś się z mężusiem. Chwila, nie było by cię tutaj-zaśmiała się- Biedaczek nawet nie zauważył, że najpierw dosypałam mu narkotyk do drinka, a  później wysłałam do ciebie sms-a- z jej twarzy mogłam wyczytać, że jest zadowolona.
-Czemu to robisz?- postanowiłam być dojrzalsza- Romansuj sobie z szefem, ok nie wnikam- uniosłam ręce w obronnym geście- Ale odczep się od mojego męża.
-A co będę z tego mieć? –myślałam, że się przesłyszałam.
-Pracę?-spytałam, spoglądając na nią znudzona. Ona wywróciła oczami i po prostu mnie wyminęła. Miałam pójść do ojca, ale ode chciało mi się. W mojej głowie wciąż dźwięczały słowa „ dosypałam mu narkotyk do drinka”. Przetarłam twarz. Czyli Jason był niewinny. Ona wszystko zaplanowała. Jej plan może by się udał, gdyby nie fakt, że się przyznała. W jej przypadku stereotyp o blondynce pasuje w 100%.
-Kelsey?-usłyszałam głos mojego ojca. Odwróciłam się do niego.
-Czemu kłamałeś?-spytałam. Na jego twarzy pojawiło się zdezorientowanie.
-Z czym, kochanie?
-Moja matka żyje- stłumiłam łzy, które prawie płynęły po moich policzkach.
-Kelsey, to nie tak-zaczął. Nie odezwał się jednak ponownie. Przełknęłam ślinę.
-Przez 16 lat żyłam ze świadomością, że moja matka jest martwa. A tym samym ona tak po prostu ona mnie zostawiła- mój głos powoli zaczynał się łamać. – mimo to jednak cię rozumiem- wypuściłam powietrze z płuc. – chciałeś mi oszczędzić tego.
-Kelsey! Czemu masz czerwony policzek?-spytał z kamienną miną. Dotknęłam swojej skóry, która nadal piekła od siarczystego ciosu Angeliny. O nie, matką NIGDY jej nie nazwę.- Kochanie, proszę odpowiedz mi
-Ona mnie uderzyła- pociągnęłam nosem, spuszczając wzrok.
-Kto?
-Angelina- spojrzałam na niego, a jego twarz pobladła.
*****************************************
Hej miśki! Oto już 49 rozdział. 50 nwm kiedy będzie, bo jak na razie mam pustkę w głowie o_O. 

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super uwielbiam to opowiadanie i czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze świetny. Czekam na następny. Życzę weny kochana :**

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy