piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 1 #2

Droga ze szkoły do domu minęła mi w miłej atmosferze. Szłam ze słuchawkami w uszach i kiwałam głową w rytm mojej ulubionej piosenki. Uśmiechałam się do wszystkich, chcąc podzielić się swoją pozytywną energią. Miałam jeden z tych dni, kiedy byłam szczęśliwa bez powodu. Nie zawsze jednak byłam tak zadowolona, więc gdy nadchodził ten dzień starałam się wszystkich zarażać swoim dobrym humorem.
Gdy dotarłam do domu pierwsze co zrobiłam to odłączyłam słuchawki i schowałam je razem z telefonem do torby.
-Jestem!- krzyknęłam i zdjęłam buty. Weszłam w głąb domu i zaczęłam się rozglądać. – Tato!- ponownie zawołałam. Nie dostałam jednak odpowiedzi. Weszłam do kuchni, a gdy zobaczyłam mojego ojca, dobry humor prysnął. Siedział z głową opartą na dłoniach i gapił się bezczynnie na jakąś kartkę papieru. – Tato?-spytałam niepewnie i położyłam dłoń na jego ramieniu. Uniósł głowę i spojrzał na mnie załzawionymi oczami. – Co się stało?-zapytałam.
-Nic, skarbie- posłał mi blady uśmiech
-Możesz mi powiedzieć wszystko- usiadłam naprzeciw niego. Złapałam  zimną dłoń taty.
-Pamiętasz jak kilka lat temu wziąłem kredyt na budowę domu?-spytał. Przytaknęłam, niewiele z tego rozumiejąc.- Wtedy dawałem radę spłacać wszystkie raty, ale jakiś czas temu szef przeniósł mnie na inne stanowisko. To przez tą kontuzję- mruknął ostatnie zdanie jakby do siebie- Chodzi o to, że przestało mi wystarczać na rachunki. Kelsey, grozi nam utrata domu- kiedy to powiedział poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Moje oczy zaczęły piec. Nie miałam pojęcia, że został przeniesiony na inne stanowisko. Myślałam, że cały czas pracuje w tym samym miejscu.
-Co z tym zrobimy?-zapytałam. Naprawdę chciałam mu pomóc.
-No cóż…- zaczął- dostałem dzisiaj telefon. Dzwonił ktoś z góry. Prezes, rozumiesz to? Prezes prawie wszystkich  firm w kraju dzwonił do mnie we własnej osobie- gdy to mówił jego oczy błyszczały delikatnie. –Lecz co mnie dziwiło, ta sprawa nie dotyczyła mnie. Zaproponował współpracę… z tobą- dodał. Pochyliłam się do przodu, otwierając szeroko oczy i usta.
-Ze mną?-zapytałam, nie będąc pewna tego co usłyszałam.
-Tak. Nie powiedział mi o co chodzi- wzruszył ramieniem. Co mi szkodziło spotkać się z nim i dowiedzieć na czym miałaby polegać nasza współpraca.
-Mogę się z nim spotkać. Nic nie stracimy, ale możemy zyskać- posłałam mu uśmiech, którym chciałam dodać mu otuchy.
-Dobrze. Zadzwonię do niego i powiem, że zdecydowałaś się. – wstał od stołu i wyciągnął telefon z kieszeni spodni. – Naprawdę jesteś tego pewna?- spytał po raz ostatni. Cholera, nie byłam pewna, ale nie miałam wyjścia. Chciałam pomóc ojcu. Z drugiej strony ta niewiedza mnie przerażała.  Tata przytaknął i wyszedł z kuchni. Wypuściłam drżący oddech z płuc. Bardzo mnie ciekawiło to, czemu akurat ze mną chciał współpracować. Nie miałam żadnego konkretnego wykształcenia, ani kwalifikacji.
-Kelsey, umówiłem was na dzisiejszy wieczór. Pan McCann o 7 ktoś po ciebie przyśle- przytaknęłam i spojrzałam automatycznie na zegarek w kuchni. Dochodziła już 4. Mimo to miałam jeszcze trochę czasu. Nie potrzebowałam bardzo się stroić. Wystarczyło się odpowiednio ubrać. Wiedziałam, że nie mogłam włożyć zwykłych codziennych rzeczy. Musiałam się postarać i prawdopodobnie założyć jakaś sukienkę z mojej ograniczonej kolekcji i buty na obcasie, które nigdy nie były moją ulubioną częścią garderoby.
Postanowiłam wziąć długą relaksującą kąpiel. Oh, tego było mi trzeba. Nie zdawałam sobie nawet sprawy jak bardzo byłam spięta. Zanurzyłam się cała w gorącej wodzie. Nie przejmowałam sie zbytnio, że tusz, którym byłam pomalowana, rozmazuje się. Chciałam jedynie na chwilę zająć czymś myśli. Stresowałam się przed spotkaniem z tak ważną osobą. Nie codziennie przecież spotyka się prezesa prawie wszystkich dużych firm w Stanach.
Kiedy wyszłam z wanny od razu wysuszyłam starannie włosy. Później je trochę wyprostowałam. Starałam się, aby nie sterczały na każdą stronę, ale na końcach były lekkie fale. Prawdę mówiąc kochałam swoje włosy. Uwielbiałam ich ciemny kolor i długość ( sięgały mi mniej więcej za połowę pleców). Wyciągnęłam kosmetyczkę i zaczęłam robić makijaż. Nałożyłam trochę podkładu i dużą warstwę tuszu. Pomalowałam jeszcze jasnoróżową szminką. Później poszłam do pokoju, gdzie otworzyłam szafę na oścież. Zaczęłam patrzeć na jej zawartość i nagle zachciało mi się płakać. Nie miałam niczego, co mogłabym ubrać. Zaczęłam przerzucać po kolei każdą rzecz. Wszystkie sukienki jakie posiadałam nie były dość dobre do tej okazji. Jedyną rzeczą jaka wpadła mi w oko był długi wełniany sweter, dopasowany do ciała. Wyciągnęłam do z szafy i ubrałam.  Kończył się jakieś 15 cm przed kolanem. Znalazłam do tego czarne rajstopy. Musiałam przyznać, że nie wyglądało to źle.  Było to trochę bardziej elegancie, ale nie za bardzo. W sam raz. Wygrzebałam do tego czarne buty na wysokiej podeszwie z paskiem na kostce i odkrytymi palcami. Wzięłam do tego jeszcze czarną torebkę na łańcuszku. Spojrzałam do lustra, podziwiając efekt końcowy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. W takich chwilach czułam się piękna.
-Kelsey!- usłyszałam krzyk ojca z dołu. Westchnęłam. Wpakowałam jeszcze do torebki telefon i portfel. Dodatkowo spakowałam tusz i szminkę. Nigdy nic nie wiadomo. Zaczęłam ostrożnie schodzić na  dół, aż stanęłam w korytarzu. Spojrzałam na tatę.¬ –Wyglądasz pięknie skarbie- podszedł do mnie i przytulił do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Takie chwile były wyjątkowe. – Zmykaj- kiwnął na drzwi. Wyszłam z domu i od razu spostrzegłam długą limuzynę zaparkowaną pod naszą furtką. Przygryzłam wargę uśmiechając się delikatnie. Jednak zaraz po tym uśmiech zszedł mi z twarzy. Gdy pomyślałam, że równie dobrze to być jakiś napalony zbok po 50-ce. Przed drzwiami czekał mężczyzna ubrany w dobrze dopasowany garnitur.
-Panienko- powiedział i otworzył przede mną drzwi.
-Dziękuję- wymamrotałam i wsiadłam do auta. Przestrzeń była ogromna. Mogło pomieścić się tu z 10 osób, lub nawet więcej. Co mnie zaskoczyło, w środku nie było nikogo. Myślałam, że ten cały McCann będzie siedzieć w środku. Niepewnie rozsiadłam się na skórzanym siedzeniu. Zaciągnęłam się powietrzem, wyczuwając woń drogich perfum. Definitywnie, chwilę temu w tej limuzynie siedział mężczyzna. Byłam pewna, że to ten McCann. Musiałam jednak przyznać, że woń przyjemnie działała na moje zmysły. Otulała moje ciało ze wszystkich stron. Mogłam się zakochać w samym zapachu tego mężczyzny. Chociaż to za mało powiedziane. W dole brzucha pojawił się przyjemny ucisk. Na dłuższą metą stawał się irytujący.  Jednak gdy pomyślałam, że może to być jakiś starszy pan, a ja myślałam o nim w nie właściwy sposób, od razu wszystko mijało, a ciśnienie spadało. Potrząsnęłam głową i westchnęłam zrezygnowana. Nie mogłam tak myśleć. Nawet jeżeli byłby w normalnym wieku, to na pewno nie zainteresował by się taką dziewczyną jak ja.
-Jesteśmy na miejscu- oznajmił szofer i otworzył przede mną drzwi. Wyszłam z auta, mało zgrabnie i stanęłam na chwiejnych nogach. Nawet nie zauważyłam, że były jak z waty.
-Dziękuję- powiedziałam niepewnie i posłałam mu delikatny uśmiech. Co mnie zdziwiło facet odwzajemnił go.
-Było mi miło- odpowiedział i ruszył w stronę miejsca kierowcy. Odwróciłam się w stronę wejścia i poszłam w tamtym kierunku. Stawiałam ostrożnie nogi, aby czasem nie potknąć się po drodze. Ostatnie czego chciałam to stać się pośmiewiskiem tych wszystkich bogatych snobów. Mężczyzna stojący przed wejściem otworzył przede mną drzwi. Posłałam mu delikatny uśmiech i weszłam do środka. Wnętrze było w lekkich, stonowanych, ale ciepłych kolorach. Dominował jasne beż i ciepły odcień brązu. Rozejrzałam się i podeszłam do kobiety stojącej przy recepcji. Była to wysoka blondynka o wydatnych piersiach i ustach. Na jej twarzy był wyraźny makijaż. Mimo to nie wyglądała ona jak zdzira. Jej czarna sukienka była lekko dopasowała i świetnie podkreślała talię.
-Dzień dobry- zaczęłam, kiedy podeszłam do niej- Jestem umówiona na kolacje z panem McCannem- dodałam. W myślach analizowałam, czy aby dobrze powiedziałam jego nazwisko. W bladych oczach blondynki błysnęła złość, ale szybko zniknęła. Zaczęła przeglądać listę, aż natrafiła na właściwe nazwisko.
-Proszę za mną- odpowiedziała jedynie i ruszyła stronę stolików. Poszłam za nią jak cień. Widziałam jak wyłapywała spojrzenia obecnych na Sali mężczyzn. Część z nich zapewne przychodziła tam dla niej. –Panie McCann- powiedziała formalnie i odsunęła się. Spojrzałam ciekawa na mężczyznę
-Kurwa, ty nie jesteś stary!- chwila, czy ja to powiedziałam na głos?!
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Jej, fan fiction oficjalnie ruszyło. Trzymajcie za mnie kciuki :D. Proszę o komentarze!!!

1 komentarz:

  1. Kurde dziwnie czytać drugie opowiadanie na tej samej fabule:) ale to nie jest złe! Mi się podoba:) Pisz dalej!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy