niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział czterdziesty siódmy

Była godzina 21: 45. Leżałam już w łóżku, kiedy dostałam sms-a. Zdziwiona podniosłam telefon i odblokowałam go. Miałam jedną wiadomość, od … Jasona. Westchnęłam zirytowana, gdy przeczytałam treść. Był w hotelu. Miałam po niego przyjechać, bo sam nie dał rady przyjechać do domu. Podał nawet numer pokoju i że mam wejść bez pukania. Naprawdę nie chciało mi się nigdzie jechać. No, ba! Nawet nie chciało mi się opuścić ciepłego łóżka. Chętnie bym go tam zostawiła do rana za to szczeniackie zachowanie. Mimo to jednak podniosłam się i podeszłam do szafy, gdzie wyciągnęłam legginsy, dłuższą bluzkę i kurtkę. W pośpiechu się ubrałam i wzięłam jeszcze telefon, portfel z dokumentami i kluczyki do samochodu. Zeszłam po schodach , a następnie wyszłam z domu. Zamknęłam go i poszłam prosto do garażu. Wsiadłam do audi Jasona i odpaliłam je. Wjechałam na drogę i pojechałam w wyznaczone przez niego miejsce. Droga trwała jakieś 10 minut, zanim zaparkowałam pod hotelem. Zamknęłam samochód i poszłam do wejścia. Na szczęście nikogo nie było w recepcji i przemknęłam przez hol niepostrzeżona. Windą jechałam na 3 piętro. Odszukałam drzwi z numerem 30 i weszłam, tak jak mi kazał. Wszystkie światła były porozświecane, gdy szłam przez korytarz. Usłyszałam głos z sypialni, więc tam poszłam. Gdy stanęłam w futrynie jakby mnie zamurowało.  Otworzyłam usta zaszokowana, a moje oczy wypełniły się łzami. Rzeczywiście brunet był tam, ale nie sam, tylko z tą blondynką z tego bankietu w Chicago. Całował ją… Właśnie miał rozpinać jej spodnie, gdy spojrzał na mnie. Jego oczy szeroko się otworzyły. Szybko podniósł się z łóżka i przeszedł przez pokój. Złapał mnie za rękę, ale się wyszarpnęłam.
-Nie dotykaj mnie, brzydzę się tobą- krzyknęłam przez łzy.
-Kels, kochanie- zaczął, ale nie pozwoliłam m skończyć.
-Nie nazywaj mnie tak! Nienawidzę cię- uniosłam dłoń, która po chwili z plaskiem spotkała się z jego twarzą.- Nie wybaczę ci tego, bo nawet nie chcę- powiedziałam z obrzydzeniem  i po prostu odwróciłam się na pięcie i szybko wyszłam. Gdy drzwi windy się zamykały, on wybiegł z pokoju. Na szczęście nie udało mu się mnie dogonić. Dopiero w windzie dotarło do mnie tak naprawdę co się stało. Poczułam silny ucisk w klatce piersiowej, jakby brakowało mi powietrza.  Rozchyliłam wargi, czując suchość w ustach. Położyłam dłoń na brzuchu, a zaraz po tym kolejny raz łzy zaczęły płynąć po moich policzkach jak potok. Drzwi windy się rozchyliły, a ja szybkim krokiem wyszłam z niej. Ignorując wołania administracji, szłam prosto. Najwidoczniej Jason musiał zadzwonić już, żeby mnie zatrzymali. Dupek miał czelność jeszcze ich o to prosić. Miał tą cholerną czelność oczekiwać, że z nim normalnie porozmawiam. Zostawcie mnie wszyscy w świętym spokoju!- syknęłam w ich stronę. Wiem, że nie zachowałam się dobrze, ale nie obchodziło mnie to. Miałam ochotę każdemu przywalić w twarz. Opuściłam hotel i od razu wsiadłam do samochodu. Gdy usiadłam na fotelu z całej siły przywaliłam w  kierownicę, która zapiszczała. Włączyłam klakson. Miałam ochotę rozwalić ten samochód. Włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam samochód. Wjechałam na ulicę. Nie wiem, czy podróż była dobrym pomysłem, bo łzy rozmazywały mi wszystko. Jadąc bez celu, zastanawiam się, gdzie pojechać. Dzwoniący bez przerwy telefon też nie uławiał mi koncentracji. Miałam w dupie Jasona. Wzięłam telefon do rąk  i po prostu go wyłączyłam. Może pogadam z nim, gdy trochę ochłonę, ale na pewno nie teraz. To zbyt boli. Obraz gdy jej dotykał doprowadzał mnie do szału. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie. Dlaczego? Mówił przecież, że mnie kocha. Mówił, że kocha mnie  i dziecko. Może wszystkie jego słowa to tylko marne kłamstwa, na które dałam się nabrać? Chciałabym, żeby to okazało się pieprzonym koszmarem.
Podjęłam decyzję, gdzie się udam… Na całe szczęście jechałam w dobrym kierunku. Kierunku lotniska…
********************************
Hej, no to mamy 47 ;). Namieszałam... Nie może być za słodko. 

2 komentarze:

Obserwatorzy