niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty ósmy

28 lipca 2013 roku.
Otworzyłam drzwi kluczami i popchnęłam je. Przekroczyłam próg i od razu się rozciągnęłam.
-O boże, cieszę się, że już wróciliśmy- westchnęłam. Jason postawił nasze walizki w holu i wszedł do salonu. Rzucił się na kanapę i jęknął zadowolony. Zaśmiałam się i podeszłam do swojej torby, Złapałam ją za rączkę i poszłam w  stronę schodów. Wtaszczyłam ją do sypialni i tam położyłam się na łóżku. Moje powieki z każdą sekundą stawały się coraz cięższe.  Już miałam zasypiać, ale drzwi pokoju się otwarły. Przekręciłam głowę i spojrzałam na Jasona.
-Nie chciałem cię obudzić, ale dzwoniła moja mama, że ma do nas ważną sprawę.
-Tak, tak- wymamrotałam. Jęknęłam niezadowolona i niechętnie się podniosłam. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy. Okazało się, że był to czarny, krótki top i biała spódnica. Szybko zmieniłam sukienkę na przygotowane rzeczy. Na nogi wsunęłam jeszcze czarne baleriny i zabrałam białą torebkę – Jestem gotowa- rzekłam i wyminęłam go. Schodami zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Z lodówki wyciągnęłam pomarańczowy sok i nalałam go do szklanki. Wypiłam jego zawartość i postawiłam szklankę do zlewu. Jason akurat zakładał buty, gdy weszłam do korytarza. Wyszłam jako pierwsza z domu. Odwróciłam się na pięcie i wyszczerzyłam do Jasona. – Mogę prowadzić?- spytałam słodkim głosikiem
-Masz prawo jazdy?-spojrzał na mnie zdziwiony.
-Odkąd skończyłam 16 lat- oświeciłam go.
-Możesz- rzucił we mnie kluczykami. Podskoczyłam zadowolona i zajęłam miejsce kierowcy. Zapięłam pas i odpaliłam samochód. Ostrożnie wyjechałam na ulicę i jechałam za wskazówkami Jasona do jego rodziców.
Zaparkowałam na ich podjeździe i wyskoczyłam z auta. Nacisnęłam guziczek na kluczykach, a on zamknął się. Uśmiechnęłam się sama do siebie
-Jesteś dziecinna- skomentował mnie Jason i pokręcił zrezygnowany głową. Wystawiłam mu język i udałam się do wejścia. Zadzwoniłam dzwonkiem, a zaraz po tym drzwi się otworzyły i zobaczyłam Jaxona. Uśmiechnęłam się do malca i wzięłam go na ręce.
-Cześć mały, ale urosłeś- pocałowałam go w policzek, a on zaśmiał się. Postawiłam go na ziemi, a zaraz po tym przybiegła do mnie Jazzy. Ja także podniosłam i przywitałam się
-Ale wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania- dziewczynka uśmiechnęła się do mnie
-Ty też – odpowiedziała mi. Uśmiech sam wkradł się na moje usta.
-Masz bardzo dobry kontakt z dziećmi- usłyszałam głos Pattie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam ją, jak opierała się o ścianę.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niej
-Chodźcie do salonu- pokazała ręką na olbrzymi pokój. Przytaknęłam tylko i z Jazzy na rękach poszłam do niego. Zajęłam miejsce na dużej sofie, a dziewczynka usiadła na  moich kolanach. Zaraz po tym podszedł niepewnie do mnie Jaxon. Usadowiłam Jazzy na jednym kolanie, a Jaxona na drugim.
-Zobaczcie-zawołał Jeremy, a Jason i Pattie spojrzeli na mnie.  Brunet zajął miejsce obok mnie, a jego rodzice na fotelach naprzeciwko.
-Mamy do was prośbę, a  szczególnie do Kelsey. Chcielibyśmy pojechać gdzieś, ale we dwoje. Możecie zając się Jazzy i Jaxo?-spytała Pattie. Na mojej twarzy od razu uformował się uśmiech. Polubiłam te dzieci i chętnie się nimi zajmę
-Nie ma problemu-od razu odpowiedziałam. Jason tylko przytaknął.
-Nie wiecie, jak się cieszymy. Z Jeremym od dłuższego czasu chcieliśmy wyjechać na małe wakacje, ale wiecie, nie było czasu, później ślub i wasz wyjazd.
-Kiedy wyjeżdżacie?-spytał Jason
-Jutro. Jason, przyjedziesz po dzieciaki?
-Ja nie, bo będę w firmie. Kelsey przyjedzie po nie- wytłumaczył
-Prowadzisz?- Jeremy zdziwił się.
-Tak- przytaknęłam.
-Kelsey, a weźmiesz nas na lody?-spytał Jaxon. Patrzył na mnie tymi swoimi dużymi brąz oczami. Był po prostu uroczy.
-Oczywiście, ale nie znam dobrze miasta i sama nie trafię. – skrzywiłam się
-Jason, chodź z nami- pisnęła Jazzy. Zaśmiałam się jedynie.
-Obiecuję księżniczko, że jak jutro wrócę z pracy, to wybierzemy się na duże lody z bitą śmietaną i kolorową posypką. – dzieci oraz Jason zaczęli piszczeć. Spojrzałam kątem oka, na jego rodziców. Śmiali się z niego.
-I kto tu jest dziecinny?-uniosłam brwi. Nagle przestał i spojrzał na mnie poważnie
-Wciąż ty- zaczął się ponownie śmiać. Wywróciłam zirytowana oczami. Wkurwiał mnie prosto mówiąc.
-Kelsey chodź, pokażę ci swoje lalki- Jazzy zeskoczyła  z moich kolan. Ostrożnie przeniosłam Jaxona na kolana Jasona i wstałam z sofy. Dziewczynka złapała mnie za rękę i pociągnęła po schodach na piętro domu. Weszłyśmy różowymi drzwiami do różowego pokoju. Wszystko było różowe!! Weszłam do środka, a mój wzrok od razu powędrował na wielki regał pod ścianą. Na każdej półce siedziały laki Barbie.
-I ty się nimi wszystkimi bawisz?-moje oczy się rozszerzyły. Zaraz po tym w drzwiach stanął Jaxon z pudełkiem puzzli w ręku. Usiedliśmy na puchatym dywanie i wysypaliśmy zawartość na podłogę. Były one z Scooby-Doo.

Jason


-Dzieci ją uwielbiają- skomentowała mama.
-Wiem-westchnąłem. Kelsey miała rewelacyjny kontakt z moim rodzeństwem. W moich oczach i rodziców był to olbrzymi plus.
-Nie myśleliście nad swoimi dziećmi?-spytał mój tata. O nie, zaczyna się.
-Myślę, że jeszcze nie czas-odparłem spokojnie.
-A kiedy będzie. Ty masz już 23 lata. Ja w twoim wieku byłem dawno ojcem.
-Tato…
-Kelsey ma genialny kontakt z dziećmi. Będzie dobrą matką- odezwała się moja mama. Gdyby to ode mnie zależało, to dla świętego spokoju zrobił bym tego dzieciaka. Ale wolę nawet o to nie pytać Kels.
-Pomyślcie nad tym. Tak bardzo chciałbym wnuka- tata roześmiał się- A wiesz na Jackoba nie możemy liczyć- puścił mi oczko. Mój brat dalej był prawiczkiem.
-Wiem tato, o ci chodzi. Po prostu nie chcę poganiać Kels, bo ona jest jeszcze strasznie młoda.
-Ile tak właściwie ma ona lat?-zagadał mój ojciec.
-18-westchnąłem
-Czyli dość dużo jest od ciebie młodsza. Rozumiem, dlaczego nie chcesz się śpieszyć. Powiedz nam coś o niej. Mało wiemy
-Więc pochodzi z Chicago. Mieszkała z ojcem.  Jest jedynaczką. Szkołę ukończyła z bardzo wysokim wynikiem.
-To imponujące- skomentowała moja mama.
-Tak, jest bystra- zaśmiałem się. – Wiesz, my już wrócimy do domu. Jestem strasznie zmęczony, a obiecałem, że będzie mogła prowadzić.
-Doba, idź po nią, zanim nie puszczą jej –zaśmiała się.
***********************************************
Oto obiecane 28. Znowu nic sie nie dzieje ;\. Zapraszam na drugiego bloga, gdzie jest już 1 rozdział http://boy-like-you.blogspot.com/ ;)

8 komentarzy:

  1. Genialny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie masz blad w linku :) popraw to na boys like you albi boy likes you:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem czemu. Przepraszam, ale szkoła wysysa mój mózg i nie kumem xD

      Usuń
    2. Muszisz sie zdecydowac czy dolozyc 's' przy boy czy przy like ;)

      Usuń
    3. http://boy-likes-you.blogspot.com/, oto ci chodziło ? Sory, ale z angla jestem mało kumata xD

      Usuń

Obserwatorzy