sobota, 15 marca 2014

Rozdział pierwszy



-Jestem!-krzyknęłam, zamykając frontowe drzwi. Zdjęłam z nóg vansy i weszłam do kuchni.  Uśmiech, jaki widniał na mojej twarzy, cały dzień, znikł od razu, gdy tylko zobaczyłam mojego ojca, siedzącego z głową na stole. – Coś się stało?-spytałam niepewnie. Podeszłam bliżej niego i położyłam swoją  dłoń na jego ramieniu.
-Nie chcę cię martwić- mruknął mało zrozumiale. Chwilę analizowałam jego wypowiedź, aż w końcu ponownie się odezwałam
-Powiedz mi o co chodzi- usiadłam na krześle, naprzeciwko niego i chwyciłam jego zimną dłoń. Ojciec wziął głęboki wdech i podniósł swoja głowę
-Pamiętasz, jak kilka lat temu wziąłem kredyt, aby wybudować dom? – przytaknęłam jedynie.- Myślałem, że dam radę spłacać raty, ale pomyliłem się. Grozi nam zabranie domu.-jęknął. Wpatrywałam się w niego, nie wiedząc co powiedzieć. Wiedziałam, że tata ma problemy finansowe, ale zdawałam sobie sprawy, że aż takie.- To nie wszystko- westchnął po chwili.
-Tak?-zapytałam uprzejmie, a zarazem niepewnie, nie chcąc go bardziej przygnębić.
-Mój szef zaproponował mi spłatę długów, w zamian za współpracę… z tobą- ostatnie dwa słowa dodał ciszej.
-Ze mną?-zdziwiłam się
-Proszę, zrób to, potrzebujemy tych pieniędzy- spojrzał na mnie ilustrując moją twarz.
-Cokolwiek- mruknęłam,  nie będąc pewna tego planu
-Proszę- jego wzrok był pełen smutku. Wiedziałam, że muszę mu pomóc.
-Mogę umówić się z nim na spotkanie, ale nic ci nie obiecuję- wreszcie po chwili oznajmiłam.
-Dziękuję, jesteś najlepsza- pocałował mnie w policzek i wyszedł z kuchni. Przetarłam dłonią twarz. Bałam się. Bałam się tego, co się stanie, jeżeli nie dam rady. Nie wyobrażam sobie, że miałabym mieszkać cię w jakieś interesy z jakimś staruchem po 50-ce.- Wszystko gotowe, umówiłem was na kolację, dzisiaj wieczorem. Podjedzie po ciebie ktoś- uśmiechnął się- Nawet nie masz pojęcia co czuję. Broń boże nie naciskam na ciebie, ale to ostania deska ratunku- spuścił wzrok.
-Rozumiem-westchnęłam- Idę się przygotować-odwróciłam się na pięcie i weszłam schodami do swojego pokoju. Od razu podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać swoje sukienki. Musiała być ona elegancka, to na pewno, ale bez przesady. Wreszcie złapałam za czarną z baskinką. Sięgała mi do połowy ud, a jej góra była z koronki. Rozebrałam się z swoich ciemnych jeansów i białej koszulki, a następnie zastąpiłam je sukienką. Stanęłam przed lustrem i pogładziłam delikatny materiał. W łazience zrobiłam o wiele mocniejszy makijaż, niż miałam w zwyczaju. O ile sam tusz można nazwać makijażem. Gdy znalazłam się z powrotem w pokoju na dworze ściemniało się. Byłam zdziwiona, jak szybko czas leci. Ubrałam na nogi szpilki z czerwoną podeszwą, a na ramię przewiesiłam białą torebkę.
-Kelsey!- usłyszałam krzyk ojca. Wywróciłam oczami i chwiejnym krokiem zeszłam po schodach. Nie miałam w zwyczaju chodzić w obcasach, nawet tych małych. Przełamywałam się dopiero, gdy sytuacja tego wymagała. Owa akurat taka była, więc je ubrałam. – O mój boże, wyglądasz nieziemsko- uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję- poprawiłam swoje włosy
-Idź już. Ah, tak  ma na nazwisko McCan- popchnął mnie w stronę drzwi. Pokręciłam rozbawiona głową i wyszłam z domu. Podeszłam do limuzyny, która zdziwiła się. Ten staruch spróbuje zrobić na mnie wrażenie? Cóż… udało mu się. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stał obok drzwi. Gdy tylko podeszłam, otworzył mi drzwi i gestem ręki pokazał, bym wsiadła. Zdziwił mnie fakt, że w środku byłam sama. Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu i rozejrzałam po wnętrzu. Siedziałam na kremowym, skórzanym fotelu. Obok mnie znajdował się stolik. Ogólnie mogłabym wymieniać cały dzień ale po co? Denerwował mnie fakt, że niektórzy ludzie żyją tak, jak właśnie ten sknera do którego jadę, a niektórzy jak ja i mój ojciec, którym nie starcza na opłaty.
-Em, panienko, jesteśmy na miejscu- spojrzałam w stronę drzwi, które były otwarte. Moje policzki zrobiły się różowe. Wyszłam z samochodu i rozejrzałam po okolicy. Była to jedna z tych mega luksusowych dzielnic. Nic dziwnego … Weszłam do środka i stanęłam przed niską, starszą panią
-Dzień dobry, jestem umówiona na kolację z panem Mccanem- powiedziałam uprzejmie
-Ah, tak. Proszę za mną- westchnęłam zdenerwowana. Moje ręce zaczynały się pocić, a serce waliło jak oszalałe. Podeszła do stolika na środku Sali, a następnie osunęła się. Zamiast jakiegoś starucha po 50-tce zobaczyłam zabójczo przystojnego bruneta, który nie mógł mieć więcej, niż 25 lat. Czułam jak moja szczęka opada aż do samej podłogi, przynajmniej miałam takie wrażenie.
-Kurwa, ty nie masz 50 lat- chwila, czy ja to powiedziałam na głos???!!!
*****************************************
Jak widać, na razie nic się nie dzieje, ale zmieni się to ;). Było by mi bardzo miło, jeżeli ktoś tu zajrzy i zostawi komentarz, jak mi wychodzi pisanie ;). Liczę na szczere opinie, a za niedługo drugi

1 komentarz:

  1. hahahaha , nieźle wpadła z tym "kurwa ty nie masz 50 lat.
    lece czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy