niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział czterdziesty trzeci

Pattie postawiła na stole jakąś sałatkę, która wyglądała apetycznie. Poszłam do kuchni i chciałam zabrać stos talerzy, ale brunetka pewnym ruchem odebrała je ode mnie.  Spojrzałam na nią zdzwiona.
-Oh, kochana- westchnęła,  kręcąc głową- Pod żadnym pozorem  nie możesz niczego dźwigać- wręcz pogroziła mi palcem. Uniosłam ręce w obronnym geście. Usłyszałyśmy dzwonek do domu. – Idź otwórz, a  ja zaniosę resztę rzeczy.  – przytaknęłam jej i ruszyłam w stronę korytarza. Przekręciłam klucz w drzwiach a do środka na samym początku wleciały dzieci. Zaczęły piszczeć jak opętane. Może to słodkie, ale irytujące. Na serio. Drugi wszedł Jason, który od razu mnie przytulił. Objęłam rękami jego brzuch, wtulając się w jego ciało.
-Kels, jak dawno cię nie widziałem- odezwał się Jackob.
-Ja ciebie też- mrugnęłam do niego. Oderwałam się od bruneta i przytuliłam jego brata.
-Coś ci rosło- zaśmiał się i dotknął mojego brzucha. Posłałam mu spojrzenie, które mogło zabić.
-Myślałem, że ściemniasz- Jeremy zwrócił się do Jasona. On wywrócił oczami i machnął na to rękę.- Gratulacja- uścisnął mnie.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się lekko. Dwie ręce oplotły mnie w talii, przyciągając do siebie. Zaśmiałam się.
-Tęskniłem za tobą- Jason szepnął mi na ucho. Odwróciłam głowę i cmoknęłam go przelotnie w usta.
-Ja za tobą też- mrugnęłam do niego. Wyplątałam się z jego objęć i złapałam za rękę. Poprowadziłam go do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. Na stole stały już wszystkie potrawy jakie razem zrobiłyśmy. Do pokoju weszła Pattie, która jak zawsze była uśmiechnięte.
-Witaj kochanie- podeszła do męża i pocałowała go. Uśmiechnęłam się lekko, wtulając w bok Jasona. On zarzucił rękę ma moje ramiona. Zaciągnęłam się powietrzem, a przy tym jego cudownymi perfumami. Uwielbiałam je. Strasznie mi ich brakowało podczas, gdy byłam z dala od Jasona.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Tylko ubierz się ciepło- odezwał się Jason. Pochylił się i złapał za mój brzuch-nie chcę, aby moja kruszynka się przeziębiła- wywróciłam oczami i złapałam za gruby wełniany sweter.  Ubrałam go i ledwością zapięłam.
-Nie ma rady- westchnęłam- Muszę sobie kupić parę rzeczy- dodałam zrezygnowana.
-To pójdziemy jutro- odpowiedział brunet, ubierając skórzaną kurtkę.
-Tyle, że mi się nie będzie chciało
-Jesteś straszną marudą, wiesz- mruknął zirytowany. Wzruszyłam ramionami  i przewiesiłam torebkę  na ramię. – nie jest za ciężka?-spytał. Wiedziałam, że się martwią o mnie i dziecko, ale to była już przesada.
-Nie, nie jest- odpowiedziałam zła. Wsunęłam stopy w vansy i poprawiłam swoje jeansy.- Jestem gotowa- oznajmiłam, przerzucając włosy na jedno ramię.
-Wspaniale- krzyknął Jason, który zdążył już zejść na dół. Zwoją drogą, nawet nie wiem kiedy to zrobił. Opuściłam pokój i zeszła na dół. Przeszłam prze korytarz i znalazłam się na dworze. Brunet czekał już na mnie obok drzwi. Posłałam mu lekki uśmiech i zamknęłam drzwi. Schowałam klucze do torebki i podeszłam do niego. Pocałował mnie przelotnie w usta i splótł nasze palce razem. Na mojej twarzy cały czas widniał olbrzymi banan. Wolnym krokiem wyszliśmy na ulicę.  Mijaliśmy wiele ludzi, którzy się na nas patrzyli. Myślałam, że jeżeli jest się w Nowym Jorku, to widok 18- latki w ciąży to nie jest jakaś nowość.
-Czemu oni się tak na mnie patrzą?-szepnęłam do niego.
-Nie oglądałaś wiadomości?-spytał zdzwiony. Zmarszczyłam brwi i pokręciłam  przecząco głową.
-Wszyscy gadają o tobie.
-O mnie?!- uniosłam się.
-Tak, jako nowej dziewczynie Harrego- wywrócił oczami.
-To jakaś paranoja. – wymamrotałam. Wyplątałam rękę z palców Jasona i przetarłam twarz dłońmi.
-Kochanie, wszystko ucichnie za chwilę i będzie dobrze- przytulił mnie. Objęłam rękami jego brzuch i wtuliłam twarz w jego tors.
-Mam taką nadzieję. Dziękuję- szepnęłam, zaciągając się zapachem jego perfum. Często tak robiłam, ale dlatego, że uwielbiałam ich zapach.
-Za co?-spytał, ale dalej trzymał mnie w objęciach.
-Za to, że jesteś- odsunęłam się lekko od niego i spojrzałam w jego oczy. Kochałam to robić, kochałam ten kolor.
-To ja powinienem ci podziękować. Pomimo mojej przeszłości ty dalej jesteś ze mną- chwycił w palce  kosmyk włosów, który opadł mi na twarz i założył go za ucho.
-Właśnie, przeszłość to przeszłość, a mnie interesuje przyszłość- przygryzłam wargę. Jason zaśmiał się cicho. Podniósł rękę i uwolnił moją wargę spomiędzy zębów. Pochylił się i lekko musnął moje usta.
-Właśnie-westchnął – zapomniałem. Muszę pojutrze jechać w delegację-przygryzł wewnętrzną część policzka. – W każdej firmie jest taki jakby szef, który nią kieruje, ale wciąż jest podporządkowany mi- wyjaśnił-No i w jednej firmie stary odchodzi na emeryturę, a nowy przychodzi na jego miejsce, dlatego muszę tam lecieć i przywitać go w oficjalny sposób- przytaknęłam, że rozumiem.
-Gdzie?-zapytałam ciekawa.
-W Chicago- uśmiechnął się lekko.  Musiałam lecieć z nim. Miałbym okazję zobaczyć się z ojcem.
-Tak sobie pomyślałam…-zaczęłam i nerwowo się zaśmiałam.
-Chcesz lecieć ze mną- uniósł rozbawiony brwi. Zrobiłam minę szczeniaka i przytaknęłam.
-Chciałabym zobaczyć się z ojcem- wyjaśniałam.
-Domyśliłem się- przechylił głowę w bok- Nawet chciałam zapytać, czy nie poleciałabyś ze mną, ale czekałem, co ty powiesz- zaśmiałam się.
-Z przyjemnością ci potowarzyszę – złapałam jego policzki i musnęłam jego wargi. – Muszę iść kupić parę rzeczy- odparłam zdenerwowana. Nie chciałam na nim tak żerować – Wiesz w mało które rzeczy się mieszczę, a nie mogę chodzić przy ludziach w dresach- dopowiedziałam cicho.
-Kels, nie masz czym się denerwować. Nie możesz z resztą tego robić- pogłaskał mój policzek- Pieniądze są najmniej ważne. – przytaknęłam mu.
****************************************
Hejka! Chcę was bardzo przeprosić! Nie mogłam po prostu nic sensownego ( nie mówię, ze ten jest dobry, bo nie jest). Zaczynałam go od nowa i od nowa chyba z 7 raz, a i tak mi nie wyszedł ;(. Od jutra  zabieram się za pisanie 44 rozdziału, bo dzisiaj muszę nadrobić resztę ( i tak wiem, że mi to nie wyjdzie). Do soboty chciałabym dodać jeszcze 2 rozdziały. Ciekawe, czy i to się uda ;). Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

Obserwatorzy