poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział trzydziesty piąty.

14 sierpnia 2013r.
Kiedy się obudziłam Jason jeszcze spał. Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na niego.  Był ułożony na brzuchu i prawie cały przykryty kołdrą. Było widać mu jedynie kawałek twarzy. Zaśmiałam się i udałam się do szafy. Wybrałam z niej czystą białą bieliznę, którą ubrałam. Chwyciłam jeszcze za czarne legginsy i dżinsową koszulę, które także znalazły się na moim ciele. Cicho poszłam do łazienki, gdzie rozczesałam włosy i związałam w koński ogon na czubku głowy. Pomalowałam jeszcze rzęsy tuszem i usta różową szminką. Opuściłam pomieszczenie, a zaraz po tym także sypialnię. Zeszłam po schodach i od razu znalazłam się w kuchni. Wyciągnęłam potrzebne składniki do zrobienie kanapek z serem, pomidorem i szczypiorkiem.
Weszłam do pokoju, gdzie spali Jazmyn i Jaxon. Usiadłam na skraju łóżka i lekko potrząsnęłam ich małymi całkami. W jednym memencie otworzyli razem oczka, a uśmiech od razu zagościł na ich twarzy.
-Wstajemy, śniadanie- powiedziałam łagodnie. Jaxo zerwał się z łóżka i jak poparzony pobiegł na dół. Zaśmiałam się i wstałam. Opuściłam ich pokój i weszłam do sypialni mojej i Jasona. –Jason-powiedziałam stanowczym głosem. Chłopak ani drgnął. Wywróciłam oczami i podeszłam do łóżka. Chwyciłam koniec kołdry i szarpnęłam nią, powodując jej spadnięcie obok. Brunet mruknął niezrozumiałą rzecz pod nosem.- Boże Jason, podnieś swój tyłek z tego cholernego łóżka- tupnęłam nogą. Usłyszałam jego stłumiony śmiech. To dobry znak. – Kurwa ponoś się, albo sięgnę po bardziej drastyczne metody- spojrzałam na niego poważnie. – Ok, czyli chcesz, żebym wylała na ciebie wiadro LODOWATEJ wody?- ruszyłam w stronę łazienki, ale w połowie kroku zostałam pociągnięta do tyłu. Wylądowałam na łóżku, a Jason na mnie.
-Nie- nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo położył swoje usta na moich. Bez wahanie odwzajemniłam gest, a nawet pogłębiłam pocałunek, wplatając swoje palce w jego włosy.
-My na was na dole czekam- usłyszeliśmy głos Jazzy. Jason tak szybko odskoczył ode mnie, że wylądowałam na tyłku z niemałym jęknięciem i trzaskiem. Wpadłam w niepochamowany śmiech, tak samo jak jego siostra.
-Obrażę się na was- jęknął, gdy podnosił się. Pokręciłam głową i podeszłam do niego, wyciągając rękę w jego kierunku. Złapał ją, a ja pociągnęłam go w górę. – Dzięki –wymamrotał i pomasował swój zadek. Przygryzłam mocno wargę, powstrzymując śmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Jedź już, bo się spóźnisz- uśmiechnęłam się.
-Tak, moi rodzice nie lubią czekać.
-Bardzo szybko minęły te dwa tygodnie.- westchnęłam i spojrzałam na Jaxona i Jazzy, siedzących na kanapie.
-Tak. Ale jak rodzice ich stąd zabiorą będziemy mieć bardzo dużo czasu tylko dla siebie. Podszedł do mnie, a ja chciałam się z nim podroczyć, dlatego cofnęłam sie do tyłu. Wpadłam na ścianę, a on z cwanym uśmieszkiem przyległ do mnie całym swoim ciałem. Uśmiechnęłam się, gdy otarł swój nos o mój.
-Wracaj szybko-zawołałam za nim, gdy wyszedł z domu. Kiwnął jedynie głową i wsiadł do auta. Zamknęłam za nim drzwi i poszłam do salonu. – W co się bawimy?-posłałam im uśmiech.
-Chodźmy zrobić obiad dla mamy i taty!- krzyknęła Jazmyn.
-Wspaniały pomysł słonko. Chodź Jaxon-wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, a on ja chwycił. W kuchni wyciągnęliśmy makaron i sos w paczuszce. Nie jestem tak uzdolniona kulinarnie, co już chyba każdy wie. Wsypaliśmy sporą ilość makaronu do garnka z słoną wodą i gotowaliśmy, aż stał się miękki. Sos rozpuściliśmy w wodzie i dodaliśmy oleju. Postanowiłam coś zmienić, dlatego doprawiłam bardziej powstały „sos” . jeżeli mogę to tak nazwać. To sama chemia… Nałożyliśmy na sześć talerzy równe porcje i ułożyliśmy na sole, który dzieci ładnie udekorowały.
Usiedliśmy na kanapie w salonie i czekaliśmy, aż przyjadą. Czas płynął, a ich nie było. Spojrzałam na zegarek, aby sprawdzić ile już nie ma Jasona. 2 godziny- pomyślałam. Było to dziwne, bo na lotnisko stąd jest około 20 minut drogi. Wybrałam numer Jasona, ale nie odebrał. Ponowiłam próbę skontaktowania się jeszcze 7 razy, ale za każdym razem włączała się sekretarka.

Usłyszałam dzwonek, więc się podniosłam i podeszłam do drzwi. Spodziewałam się, że będzie to brunet i jego rodzice, ale zamiast tego stali tam Ryan i Chris.
-Jasona nie ma, pojechał po rodziców na lotnisko, ale wejdźcie. Zrobiłam im miejsce. Stanęli naprzeciwko mnie, a w ich oczach był smutek. –Co jest grane?-spytałam mrużąc oczy.
-Jason on…
***********************************
Haha, jesteście ciekawi, co z nim?! Domyślcie się. Błahaha, niedobra ja ;D. 

9 komentarzy:

  1. Jak go uśmiercisz to się obrażę! Nie mozesz ;( zrob cos bardziej oryginalnego ! 💜💜 ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie jestem, aż tak niedobra ;D. Wszyscy będą żywi ;))

      Usuń
  2. Nie jak możesz przerywać w takim momencie
    Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie bd ze mial wypadek

    OdpowiedzUsuń
  5. Wypadek jest nieunikniony, ale on musi przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy